sobota, 30 maja 2015

Tajemnicza Vik Part 2

   Od razu zapytalam dlaczego wyszedł tak wcześnie. Odpowiedzią na wszystko u niego jak zawsze było umówione spotkanie z kumplami. Powiedział mi, że byli na stadionie, bo był taki "meeting" drużyny piłkarskiej z fanami, a potem poszli na kawę. Było już późno więc położyłam się spać.
     Sięgnęłam po telefon, by sprawdzić która jest godzina. O nie... Jest juz 7.32 a ja mam na 8.00 do szkoły. Zeskoczyłam z łóżka i podbieglam do szafy. Wybralam różowo-zielony t-shirt,czarną koszule i jeansowe rurki. Jak najszybciej pobieglam pod prysznic. Rozebralam się, spielam włosy w koka i szybko się umylam. Aby nie tracić czasu na długiego warkocza upielam włosy w wysokiego kucyka. Szybko się ubralam i zeszlam na dół do kuchni. Na stole leżała kartka i zrobione kanapki z serem,szynką,sałatą,rzodkiewką i pomidorem. Na kartce było napisane:
Przepraszam piękna, ale musiałem jechać do Krakowa, bo Anita mnie prosiła.
                                            Wiktor
Znowu? Juz trzeci raz w tym miesiącu... I w tym momencie przypomniałam sobie, że muszę się pospieszyć i wzielam długopis do reki i na odwocie kartki napisalam:
No okej. Jak wrocisz zadzwoń. Wrócę jutro muszę z Kasią zrobić projekt na historię i będę u niej nocować. Buziaczki Misiu.
                                 Twoja Vik
Odlozylam długopis,zjadlam przygotowane przez Wiktora kanapki i wyszlam do szkoły.
    Gdy doszlam do szkoły była już 8.13. Jak zwykle spóźniona. Pani Meller mnie zabije. Weszlam do klasy i usiadlam sama, bo Kasia miała teraz niemiecki, nie angielski mimo, że chodzimy do jednej klasy. Zawsze na angielskim siedzialam sama. Akurat przerabialismy Perfect Continuous Tense. Mielismy napisać po 5 zdań z tym czasie i do nich przeczenia i pytania. Jak zawsze oddalam pracę pierwsza. Jestem najlepsza z angielskiego według pani Meller, która w tym momencie wywołuje do odpowiedzi:
- Saro, podejdź do tablicy.
Sara była najsłabsza z angielskiego i wiem,że nie rozumie tego czasu. Gdy Sara podaszla do tablicy zadzwonił dzwonek i odetchnelam z ulgą. Bardzo lubię Sarę. Jest miła,a jak czegoś nie rozumie to prosi mnie o pomoc. Zazwyczaj chodzimy do biblioteki i tłumacze jej wszystko od początku. Tym razem było tak samo. Po lekcji podeszła do mnie prosząc o korki, a ja jak zawsze się zgodzialam. Umówiłyśmy się w czytelni koło 15.30. Nastepnie poszłam pod klasę Pani Oli-naszej nauczycielki języka polskiego. Pod klasą stała już czekająca na moją osobę Kaśka. Podbiegłam do niej i ją przytuliłam mówiąc:
- Hej, robimy ten projekt dziś wieczorem? Wiktora nie ma, więc i tak bym się nudziła... Mogę u Ciebie przenocować?
-Vik, za dużo pytań...-odpowiedziała brunetka ze śmiechem- Tak robimy i tak możesz przenocować.
      Wiktor nie dzwonił. Wytłumaczyłam Sarze cały czas Perfect Contonuous i całkiem dobrze już sobie z nim radzi ,więc stwierdziłyśmy, że na dziś już wystarczy i umówiłyśmy się za tydzień, chwilę później byłyśmy już u Kasi. Ona musiała jeszcze gdzieś na chwilę wyjść, a ja rozłożyłam się u niej na łóżnki i zasnęłam.

Bardzo przepraszam, że dopiero dziś ale nie miałam czasu. Rozdziały będą się pojawiać co sobotę.  Jakieś sugestie co do tytułu? Bo sama nwm jaki dać tytuł. Może sugestie co do treści i dalszych wydarzeń? Piszcie w komentarzach. Pozdrawiam Księżniczka

środa, 20 maja 2015

Tajemnicza Vik Part 1

Opowiadanie ze specjalną dedykacją dla moich przyjaciół . A fabuła na prośbę Garulci <3

         Obudziłam się dziś o 6.54 jak co dzień obok Wiktora. Standardowo zeszłam do kuchni ,aby zrobić nam śniadanie. Zrobiłam  nam grzanki i kawę. Potem postanowiłam obudzić mojego Misia. Weszłam do pokoju,podeszłam do łóżka, pocałowałam go w policzek i powiedziałam:
- Misiu, śniadanie czeka w kuchni.
Następnie przekopałam szafę, żeby znaleźć jakieś ciuchy i poszłam do łazienki. Upięłam moje długie blond włosy w wysokiego koka, rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Była już 7.09 gdy wychodziłam. Ubrałam ładną czarno-białą bluzkę na krótki rękaw i jeansowe spodnie. Włosy splotłam w dobieranego warkocza. Nałożyłam lekki makijaż w którego skład wchodził podkład,puder,szaro-czarne cienie do powiek i maskara. Gdy wyszłam z łazienki Wikora już nie było. Pomyślałam, że się śpieszył na uczelnie, więc spokojnie zjadłam śniadanie i wybrałam się pieszo do szkoły.
         Doszłam jak zwykle spóźniona. Pierwszą lekcją była to geografia. Lekcja jak zawsze była nudna , więc nie słuchałam. Nagle usłyszałam jak profesor woła moje imię:
-Panno Wiktorio! Proszę do tablicy, będzie pani odpowiadać.
W tym momęcie zadzwonił dzwonek. Jak nigdy uratowana przez dzwonek! Spakowałam się i poszłam znaleźć Wiktora. Poszłam pod klasę w której teraz miał mieć drugą lekcje- język angielski. Jednak pod klasą go nie było. Zapytałam chłopaka mojej przyjaciółki Kasi i jego kolegi czy go widział i czy był na pierwszej lekcji. Odpowiedź brzmiała:
-Wogóle dziś go nie widziałem. Nie było go na pierwszej lekcji.
Zaskoczyło mnie to bardzo. Przecież wychodził dziś rano...
       Poszłam do Kaśki. Ta kochana brunetka o błękitnych oczach i szczerym uśmiechu zawsze wiedziała gdy coś było źle. Tym razem było tak samo. Tylko do niej podeszłam a ona już zapytała:
-Co cię gryzie? Przecież widze.
- Nic dziś rano Wiktor wyszedł z domu nic nie mówiąc i nawet nic nie zjadł. Pomyślałam, że śpieszył się na uczelnie, ale przed chwilą pytałam Artura czy jest w szkole i powiedział mi, że nie ma go w szkole i nie wiem co się dzieje.
- Mała może musiał jechać do domu.
- No może. Dobra chodź, bo niemiecki się zaczyna.
       Nastepne lekcje przedłużały mi się jak tylko mogły. Nareszcie zadzwonił dzwonek oznaczający koniec ostatniej lekcji. Po lekcjach chyba z 2 godzinki chodziłam po mieście. Gdy wreszcie zdecydowałam się wrócić do domu Wiktor był już w domu.

To dopiero pierwsza część oczekujcie reszty. Na prośbę Zuzi opowiadania będą pojawiały się także na Wattpad'zie mój nick to Księżniczka

wtorek, 28 kwietnia 2015

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Wstęp.

Na wstepie chciałabym się wam przedstawić. Jestem Julia, mam 13 lat ale wole zwrot Ksieżniczka.
Przedstawiam wam moje "pierwsze profesjonale" opowadanie.

Co się dzieje?

Dziś do domu wróciłam troszkę później, bo Jennifer chciała ze mną porozmawiać. Okazało się, że Adam z nią zerwał. Po tej rozmowie usiadałam na ławce, Jen oparła się na moim ramieniu i płakała tak chyba godzinę. Wiem co czuje. Gdyby tak Tom ze mną zerwał to byłabym załamana.
Przyszłam do domu, przywitałam się ze wszystkimi i poszłam do swojego pokoju. Wchodząc do niego zauważyłam leżącą na łóżku jakąś paczkę zaadresowaną do mnie. Otworzyłam ją. W środku znajdowała się bransoletka i dołączona do niej kartka:
Zachowaj ją. Będziemy w kontakcie.                                                                                   Mark
W głowie miałam tysiąc myśli. Zastanawiałam się kto to? Założyłam bransoletkę na rękę, a ona zaczęła świecić i ukazał mi się jakiś chłopak. Miał owalną twarz, długie, brązowe włosy, piękne turkusowe oczy i jasno-różowe usta. Ubrany był w jakiś dziwny czerwony kombinezon z białymi znaczkami, i okropne zielone buty. Zaczął do mnie mówić:
– O Anna. Nareszcie otworzyłaś paczkę – zaczął z niepewnością. Zaniemówiłam. Patrzyłam tylko ze zdziwieniem. – Jestem Mark – ciągnie dalej.
– Cześć. – mój głos drżał.                                                         
– Mam dla Ciebie propozycję. Ty zaopiekujesz się moim bratem, a ja nie zdradzę nikomu gdzie jesteś.
– Emmm… No dobrze – zgodziłam się z niechęcią. Bałam się, bo nie wiedziałam kim on był.
– Aniu, obiad! – rozległo się wołanie taty.
Mama weszła do pokoju nie pukając. Szybko schowałam za plecami rękę. Pośpieszyła mnie słowami „ bo obiad wystygnie” i wyszła. Powiedziałam Markowi, że zadzwonię później i porozmawiamy. Poszłam na obiad.
***
Wróciłam do pokoju, odrobiłam lekcje i jak obiecałam tak zrobiłam. Zadzwoniłam do Marka. Odebrał zestresowany:
– Musisz mi pomóc!
-Mark!!! Co się dzieje? Mark!!!
-...
Usiadłam przestraszona. Zastanawiałam się jak miałam mu pomóc? Kim on w ogóle był? Czyżby to nie był żart? Już nic nie wiem. Zgłupiałam. Nagle bransoletka zadzwoniła. Ucieszona odbieram:
– Mark! Całe szczęście. Co się stało?
– To oni! Wrócili!
– Kto?
– Enzaliści!
– Co?
– Żołnierze z Enzalu!
– Nie rozumiem , ale dobrze.
– Zaopiekujesz się moim bratem, tak?
– Tak…
– Muszę walczyć i nie mam jak się nim teraz zająć. Jak wojna się skończy przylecę tam i zamieszkamy w domu babci. Ahled będzie mieszkał w domku babci. Jeśli możesz to przychodź do niego i dawaj mu coś do jedzenia, połóż spać i tak dalej. Będzie miał jakieś zabawki, gry, więc myślę ,że nie będzie się nudził.
– Dobrze
– Dziękuję. Ahli będzie u Ciebie jutro rano.
– Okej. Dobranoc.
Była już 22.30 więc poszłam spać. Ale nie mogłam zasnąć przez te wszystkie dzisiejsze wydarzenia.
***
Rano wstałam jak zawsze o 6.30. Wzięłam ubrania, poszłam do łazienki, przebrałam się, uczesałam i zeszłam na śniadanie. Dzisiaj było inaczej niż zawsze. Nikogo nie było w kuchni, pokoju, sypialni ani łazience. Przeszukałam cały dom. Nikogo nie znalazłam, a zawsze sobotę spędzamy razem. Pomyślałam sobie, że mama miała pilne wezwanie do szpitala, a tacie może wypadła jakaś konferencja. Stwierdziłam, że nie chcę całej soboty spędzić sama, więc zadzwoniłam do Toma:
– Piiip… Piip… Piip… T-mobile, skrzynka głosowa. Po sygnale zostaw wiadomość.
– Tom, gdzie jesteś oddzwoń. – nagrałam się na skrzynkę głosową. 
Zadzwoniłam jeszcze kilka razy. Dzwoniłam potem do jego mamy.
– Witaj Aniu, przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać jestem na oddziale muszę się zając pacjentem zadzwonię później. Pa.
– Ale… – nie dokończyłam, bo jego mama już się rozłączyła.
–Spróbuję dodzwonić się do jego taty. – mówię sama do siebie.
Dopiero za czwartym razem odebrał i u niego to samo nie może rozmawiać, ponieważ jest w pracy. Pomyślałam, że poszedł do jednego ze swoich kumpli, ale nie chciałam szukać go sama. Poszłam do Jennifer.
***
– Din, don… – dzwonię do drzwi.
Otwiera mi zaspana oraz zaskoczona ładna dziewczyna o niebieski oczach, jasnej karnacji i blond włosach ubrana w pofarbowane na różne kolory spodnie, bluzkę z napisem „JACK DANIEL’S” i trampki trzymając kanapkę w ręce.
– Hej, Anna.
– Cześć, przepraszam, że przeszkadzam ci w śniadaniu, ale mam pytanie czy mogłabyś pomóc poszukać mi Toma?
– Coś się stało? Nie widziałam go od wczoraj.
– Nie ma go w domu. Nie odbiera, ani nie przyszedł do mnie jak się umówiliśmy.
– Jasne. Wejdź i poczekaj tylko dokończę śniadanie – widziałam w jej oczach strach.
– Spoko.
***
Nie minęło pięć minut, a my już szłyśmy ulicą pytając przechodniów, czy ktoś go nie widział. Za każdym razem słyszałyśmy „NIE”. Byłyśmy u każdego jego znajomego. Nikt go nie widział, tylko Artur powiedział, że mieli się dziś po południu spotkać, ale się nie zjawił. Powiedziałam Jen, że musze wrócić do domu i zadzwonię jej kiedy się czegoś dowiem.
Wróciłam do domu i zauważyłam przed domem Liv Handerson, która od dawna nie żyje, małego chłopca podobnego do Marka, miał może 7 latek. Pomyślałam sobie , że to Ahled. Podeszłam do chłopca i przywitałam się:
– Cześć.
– Cześć. To ty jesteś Anna?
– Tak. To ja.
– Mark kazał Ci się mną zająć.
– Wiem. Masz klucz?
– Mam. Trzymaj.
– Dziękuję-otworzyłam drzwi.
Weszliśmy do środka. Było tu strasznie brudno. Wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu. Zaprowadziłam go na górę i zabrałam się za sprzątanie.
***
Półtorej godziny później dom lśnił. Ugotowałam obiad i dałam mu jeść. W końcu mam już 16 lat muszę nauczyć się opiekować dziećmi. Poprosiłam Ahleda , żeby powiedział mi coś o sobie, Marku i ich rodzicach. Zaczął opowiadać:
– Wybuchła wojna na naszej planecie, Kleri, nasi rodzice zginęli, a Mark musi walczyć, dlatego musisz się mną zająć. Możesz już iść.
– Dobrze. Przyjdę po południu i dam ci obiad.
Wróciłam do domu, tam dalej nie było nikogo.
***
Minął równy tydzień od zaginięcia Toma. Dzisiejszy poranek był inny od wszystkich, Mark zadzwonił dużo wcześniej i ucieszony zaczął:
– Wojna skończona przylatuję do was.
– Nareszcie jakaś dobra wiadomość. – wykrzyczałam ucieszona.
– Będę za około godzinkę.
– Dobrze. Cieszę się.
Mimo tak dobrej wiadomości dalej byłam smutna, bo kocham Toma.
***
Reszta dnia minęła tak smutno jak ostatni tydzień. Nie miałam na nic ochoty. Straciliśmy już nadzieje na jego odnalezienie. Przygotowywaliśmy się na najgorsze. Nagle zadzwonił telefon. Odbieram i niepewnie zaczynam:
– Słucham.
–Aniu, chyba znaleźli Toma. Proszę, abyście przyjechali nad rzeczkę na Brook Street.
– Dobrze. Dziękuję. Przyjedziemy.
Pożegnałam się i rozłączyłam cała w strachu.
***
Po 10 minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam szybko i zauważyłam policyjne taśmy i leżącego na trawie Toma. Zerwałam się chcąc do niego pobiec, ktoś mnie złapał i odciągnął. Cała zapłakana zorientowałam się  co się stało… Tom nie żyje…
***
Toma przewieźli do szpitala. Ja siedziałam zapłakana w domu. Po chwili przypomniałam sobie o Marku! „Pewnie już jest”. Wyszłam i pobiegłam do domku Liv. Przywitałam się:
– Hej. – powiedziałam smutno.
– Ej.. Co się stało?
– Znaleźli Toma…
– To trzeba się cieszyć!
– Ale nie dokończyłam… Martwego.
– Aniu, tak mi przykro.
W tym momencie przytulił mnie i rzekł:
– Myślę, że mogę coś dla Ciebie zrobić w zamian za opiekę nad Ahledem. Zabierz mnie tam gdzie jest teraz Tom.
Bez wahania się zgodziłam.
***

Po chwili byliśmy na miejscu. Mark poprosił, czy może z nim na chwilę zostać sam. Po 3 minutach kazał mi wejść. Tom leżał na szpitalnym łóżku, ale nie taki jak był kilka minut temu. On żył! Podziękowałam Markowi za to co zrobił. On go wskrzesił! Rzuciłam się Tomowi na szyję i szepnęłam mu do ucha „Kocham Cię, nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie”, a on mnie pocałował i mocno przytulił. 

Pozdrawiam Księżniczka.