Na wstepie chciałabym się wam przedstawić. Jestem Julia, mam 13 lat ale wole zwrot Ksieżniczka.
Przedstawiam wam moje "pierwsze profesjonale" opowadanie.
Co się dzieje?
Dziś do domu wróciłam troszkę później, bo Jennifer chciała ze mną
porozmawiać. Okazało się, że Adam z nią zerwał. Po tej rozmowie usiadałam na
ławce, Jen oparła się na moim ramieniu i płakała tak chyba godzinę. Wiem co
czuje. Gdyby tak Tom ze mną zerwał to byłabym załamana.
Przyszłam do domu, przywitałam się ze
wszystkimi i poszłam do swojego pokoju. Wchodząc do niego zauważyłam leżącą na
łóżku jakąś paczkę zaadresowaną do mnie. Otworzyłam ją. W środku znajdowała się
bransoletka i dołączona do niej kartka:
Zachowaj ją. Będziemy w kontakcie.
Mark
W głowie
miałam tysiąc myśli. Zastanawiałam się kto to? Założyłam bransoletkę na rękę, a
ona zaczęła świecić i ukazał mi się jakiś chłopak. Miał owalną twarz, długie, brązowe
włosy, piękne turkusowe oczy i jasno-różowe usta. Ubrany był w jakiś dziwny
czerwony kombinezon z białymi znaczkami, i okropne zielone buty. Zaczął do mnie
mówić:
– O Anna.
Nareszcie otworzyłaś paczkę – zaczął z niepewnością. Zaniemówiłam. Patrzyłam
tylko ze zdziwieniem. – Jestem Mark – ciągnie
dalej.
– Cześć. – mój głos drżał.
– Mam dla
Ciebie propozycję. Ty zaopiekujesz się moim bratem, a ja nie zdradzę nikomu
gdzie jesteś.
– Emmm… No dobrze –
zgodziłam się z niechęcią. Bałam się, bo nie wiedziałam kim on był.
– Aniu, obiad! –
rozległo się wołanie taty.
Mama weszła do
pokoju nie pukając. Szybko schowałam za plecami rękę. Pośpieszyła mnie słowami
„ bo obiad wystygnie” i wyszła. Powiedziałam Markowi, że zadzwonię później i
porozmawiamy. Poszłam na obiad.
***
Wróciłam do pokoju, odrobiłam lekcje i jak obiecałam tak zrobiłam.
Zadzwoniłam do Marka. Odebrał zestresowany:
– Musisz mi
pomóc!
-Mark!!! Co
się dzieje? Mark!!!
-...
Usiadłam
przestraszona. Zastanawiałam się jak miałam mu pomóc? Kim on w ogóle był?
Czyżby to nie był żart? Już nic nie wiem. Zgłupiałam. Nagle
bransoletka zadzwoniła. Ucieszona odbieram:
– Mark!
Całe szczęście. Co się stało?
– To oni!
Wrócili!
– Kto?
– Enzaliści!
– Co?
– Żołnierze
z Enzalu!
– Nie
rozumiem , ale dobrze.
–
Zaopiekujesz się moim bratem, tak?
– Tak…
– Muszę walczyć
i nie mam jak się nim teraz zająć. Jak wojna się
skończy przylecę tam i zamieszkamy w domu babci. Ahled będzie mieszkał w domku
babci. Jeśli możesz to przychodź do niego i dawaj mu coś do jedzenia, połóż
spać i tak dalej. Będzie miał jakieś zabawki, gry, więc myślę ,że nie będzie
się nudził.
– Dobrze
– Dziękuję.
Ahli będzie u Ciebie jutro rano.
– Okej.
Dobranoc.
Była już
22.30 więc poszłam spać. Ale nie mogłam zasnąć przez te wszystkie dzisiejsze
wydarzenia.
***
Rano wstałam jak zawsze o 6.30. Wzięłam ubrania, poszłam do łazienki,
przebrałam się, uczesałam i zeszłam na śniadanie. Dzisiaj było inaczej niż
zawsze. Nikogo nie było w kuchni, pokoju, sypialni ani łazience. Przeszukałam
cały dom. Nikogo nie znalazłam, a zawsze sobotę spędzamy razem. Pomyślałam
sobie, że mama miała pilne wezwanie do szpitala, a tacie może wypadła jakaś
konferencja. Stwierdziłam, że nie chcę całej soboty spędzić sama, więc
zadzwoniłam do Toma:
– Piiip…
Piip… Piip… T-mobile, skrzynka głosowa. Po sygnale zostaw wiadomość.
– Tom,
gdzie jesteś oddzwoń. – nagrałam się na skrzynkę głosową.
Zadzwoniłam
jeszcze kilka razy. Dzwoniłam potem do jego mamy.
– Witaj Aniu,
przepraszam, ale nie mogę teraz rozmawiać jestem na oddziale muszę się zając
pacjentem zadzwonię później. Pa.
– Ale… –
nie dokończyłam, bo jego mama już się rozłączyła.
–Spróbuję
dodzwonić się do jego taty. – mówię sama do siebie.
Dopiero za
czwartym razem odebrał i u niego to samo nie może rozmawiać, ponieważ jest w
pracy. Pomyślałam, że poszedł do jednego ze swoich kumpli, ale nie chciałam
szukać go sama. Poszłam do Jennifer.
***
– Din, don…
– dzwonię do drzwi.
Otwiera mi
zaspana oraz zaskoczona ładna dziewczyna o niebieski oczach, jasnej karnacji i
blond włosach ubrana w pofarbowane na różne kolory spodnie, bluzkę z napisem
„JACK DANIEL’S” i trampki trzymając kanapkę w ręce.
– Hej, Anna.
– Cześć,
przepraszam, że przeszkadzam ci w śniadaniu, ale mam pytanie czy mogłabyś pomóc
poszukać mi Toma?
– Coś się
stało? Nie widziałam go od wczoraj.
– Nie ma go
w domu. Nie odbiera, ani nie przyszedł do mnie jak się umówiliśmy.
– Jasne.
Wejdź i poczekaj tylko dokończę śniadanie – widziałam w jej oczach strach.
– Spoko.
***
Nie minęło pięć minut, a my już szłyśmy ulicą pytając przechodniów,
czy ktoś go nie widział. Za każdym razem słyszałyśmy „NIE”. Byłyśmy u każdego
jego znajomego. Nikt go nie widział, tylko Artur powiedział, że mieli się dziś po
południu spotkać, ale się nie zjawił. Powiedziałam Jen, że musze wrócić do domu
i zadzwonię jej kiedy się czegoś dowiem.
Wróciłam do
domu i zauważyłam przed domem Liv Handerson, która od dawna nie żyje, małego
chłopca podobnego do Marka, miał może 7 latek. Pomyślałam sobie , że to Ahled.
Podeszłam do chłopca i przywitałam się:
– Cześć.
– Cześć. To
ty jesteś Anna?
– Tak. To
ja.
– Mark
kazał Ci się mną zająć.
– Wiem.
Masz klucz?
– Mam.
Trzymaj.
–
Dziękuję-otworzyłam drzwi.
Weszliśmy
do środka. Było tu strasznie brudno. Wszystko pokrywała gruba warstwa kurzu.
Zaprowadziłam go na górę i zabrałam się za sprzątanie.
***
Półtorej godziny później dom lśnił. Ugotowałam obiad i dałam mu jeść.
W końcu mam już 16 lat muszę nauczyć się opiekować dziećmi. Poprosiłam Ahleda ,
żeby powiedział mi coś o sobie, Marku i ich rodzicach. Zaczął opowiadać:
– Wybuchła
wojna na naszej planecie, Kleri, nasi rodzice zginęli, a Mark musi walczyć,
dlatego musisz się mną zająć. Możesz już iść.
– Dobrze.
Przyjdę po południu i dam ci obiad.
Wróciłam do
domu, tam dalej nie było nikogo.
***
Minął równy tydzień od zaginięcia Toma. Dzisiejszy poranek był inny od
wszystkich, Mark zadzwonił dużo wcześniej i ucieszony zaczął:
– Wojna
skończona przylatuję do was.
– Nareszcie
jakaś dobra wiadomość. – wykrzyczałam ucieszona.
– Będę za
około godzinkę.
– Dobrze.
Cieszę się.
Mimo tak
dobrej wiadomości dalej byłam smutna, bo kocham Toma.
***
Reszta dnia
minęła tak smutno jak ostatni tydzień. Nie miałam na nic ochoty. Straciliśmy
już nadzieje na jego odnalezienie. Przygotowywaliśmy się na najgorsze. Nagle zadzwonił
telefon. Odbieram i niepewnie zaczynam:
– Słucham.
–Aniu, chyba
znaleźli Toma. Proszę, abyście przyjechali nad rzeczkę na Brook Street.
– Dobrze. Dziękuję.
Przyjedziemy.
Pożegnałam się i
rozłączyłam cała w strachu.
***
Po 10
minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam szybko i zauważyłam policyjne taśmy i
leżącego na trawie Toma. Zerwałam się chcąc do niego pobiec, ktoś mnie złapał i
odciągnął. Cała zapłakana zorientowałam się co się stało… Tom nie żyje…
***
Toma
przewieźli do szpitala. Ja siedziałam zapłakana w domu. Po chwili przypomniałam
sobie o Marku! „Pewnie już jest”. Wyszłam i pobiegłam do domku Liv. Przywitałam
się:
– Hej. –
powiedziałam smutno.
– Ej.. Co
się stało?
– Znaleźli
Toma…
– To trzeba
się cieszyć!
– Ale nie
dokończyłam… Martwego.
– Aniu, tak
mi przykro.
W tym momencie
przytulił mnie i rzekł:
– Myślę, że
mogę coś dla Ciebie zrobić w zamian za opiekę nad Ahledem. Zabierz mnie tam
gdzie jest teraz Tom.
Bez wahania
się zgodziłam.
***
Po chwili
byliśmy na miejscu. Mark poprosił, czy może z nim na chwilę zostać sam. Po 3
minutach kazał mi wejść. Tom leżał na szpitalnym łóżku, ale nie taki jak był
kilka minut temu. On żył! Podziękowałam Markowi za to co zrobił. On go
wskrzesił! Rzuciłam się Tomowi na szyję i szepnęłam mu do ucha „Kocham Cię, nie
wyobrażam sobie życia bez Ciebie”, a on mnie pocałował i mocno przytulił.
Pozdrawiam Księżniczka.